poniedziałek, 12 stycznia 2015

Krótka Kolęda na improwizujący głos i komputer.

  Jakim cudem, w tak krótkim czasie, udało Ci się zrazić do siebie tylu ludzi? Może uważasz, że sobie na to zasłużyli? Prawdopodobnie właśnie tak sobie myśli. Zapytajmy go, jak radzi sobie z duszną atmosferą, która od miesięcy panuje pod jego czaszką. Dzień dobry Wasza Ekscelencjo, czy
zechciałaby biskup odpowiedzieć na kilka pytań, które od pewnego czasu nurtują naszych słuchaczy? Szybkie spojrzenie na naczelnika tej publicznej placówki sprawiło, że równie szybko pożałowałem tego pytania. Jego Ekscelencja w odpowiedzi na to, wyciąga zza pleców kiść malin, macha nimi dziko i, wciąż potrząsając owocami w powietrzu, symuluje różne sprośności. No tak, tego rodzaju rzeczy naprawdę zniechęcają. Już chcieliśmy wyjść z celi, ale klawisz powstrzymał mnie i naczelnika ruchem ręki. Wyjaśnił, że Jego Ekscelencja próbowała odprawić sakrament odnowienia chrztu świętego, ale poświadczone medycznie diabelskie opętanie skutkuje parodiowaniem każdego hieratycznego gestu. To wyjaśnienie podziało na mnie uspokajająco, a więc to tak. Dziwiło mnie, jednak, że... to nawet tutaj? Jego Ekscelencja chcąc rano przywitać dzień znakiem krzyża - lży papieża, chcąc zaś odmówić zdrowaś - recytuje Stairway to Heaven od tyłu. Sądziłem, zresztą tak samo jak organa, które umieściły tu nieszczęsnego arcybiskupa, że mury tej placówki, naszego ściśle sekularyzowanego państwa, podziałają kojąco na ekscesy Ekscelencji. Naiwni głupcy. Reporterskie śledztwo, które właśnie prowadziłem, miało dowodnie wykazać, że naczelnik od dawna katował więźniów Radiem Maryja wyjącym na cały regulator od świtu do zmierzchu. Po zimnych ścianach, niosło się jak w katedrze. Ekscelencją miotało nocami jak rażonym paralizatorem. Opętańcze konwulsje jakie władały jego ciałem odbiły wyraźne piętno na jego fizjonomii. Spróbujmy jednak jeszcze ostatni raz. Mikro kamera wciąż działała, ukryta w kącie oka. Ekscelencjo, u diabła, dlaczego wszyscy ekscelencji nienawidzą? Ekscelencja się spociła i zapluła. Arcybiskup zaczął wierzgać i lewitować. To chyba na tyle, z wywiadu, ale za to obrazki ciekawe. Czy nie posądzą nas o manipulacje? Wiesz dobrze, że zawsze liczy się tylko pierwsze zdanie. I tytuł. Tytuł?

  W następnych latach, w czasie szczególnych perturbacji ustrojowych i obyczajowych, Ekscelencja wiódł dostatni żywot w pewnej trupie cyrkowej. Mieszkał w klatce ze starym e-słoniem i e-nosorożcem. Podczas występów lewitował, lżył papieża. Pokazywał krwawe dziury w nadgarstkach i na czole, jedne pojawiały się samoistnie, drugie były efektem leczenia głupoty. Po swoich występach pluł gwoździami, przechadzając się z tacą między oglądającymi. Datki z darów przekazywał na orkiestrę charytatywnej eutanazji. Nie udało się go przekonać do akrobacji na trapezie. Jednym słowem: strachy w postaci opętanej dewotki, ciula zza grobu i sierotki z mgiełki szybko przestają straszyć, natomiast zaczynają bawić do rozpuku, gdy je odpowiednio oprawić. Nic z nich nie zostanie, gdy przesączyć je przez sito prawdziwej grozy, jaka przetoczyła się przez ten kraj, niebawem, oplatając lepkim jęzorem wszystkich jego mieszkańców.

***



  Mamo, czas do szkoły! Śpij idiotko. Tato, dziś znów widziałam proboszcza, jak przyszedł po wodę, jak zwykle wepchnął się w kolejkę. Mówił, że wszystkie parafianki mówią, że źle się prowadzisz, a Twoja żona to kur... Ciii... ktoś idzie.

-- Widzicie tę piwniczkę? -- tupot podkutych butów umilkł.
-- Baltazar, rzuć no okiem.
-- Tu chyba też nic, a dalej nie da rady się przecisnąć. Przysypane.
-- Dobra, nie czas na taką krecią robotę -- orzekł kapral -- zaminować wyjście i zabieramy się na posterunek.  

  Szeregowy wyjął z kieszeni granat i przewiązał go drucikiem, odłożył go na ziemię, wyszperał z chlebaka pustą puszkę do której wsunął podniesiony z ziemi granat i wyjął zawleczkę. Ostrożnie ustawił puszkę na skraju wyjścia z piwnicy, a drucik przywiązał do wystającego pręta po drugiej stronie wyjścia. Wstał, przeciągnął się z grymasem na twarzy, podtrzymując zbolałe plecy. Szarpało w krzyżu. W tym momencie z piwnicy czmychnął czarny kocur, zaplątał się w drucik -- granat wysunął się z puszki, łyżka odskoczyła i ładunek eksplodował. Połowa szeregowego przez moment szybowała w powietrzu a jego druga połowa, przez nieco dłuższą chwilę, nie wiedziała co na to poradzić, nim legła bez siły. Drugi szeregowy zdumiał się niepomiernie a kapral zupełnie zdębiał. Huk w mieszkaniu rozległ się niesamowity. Strop po raz kolejny zawarczał, jakby dawał ostatnie ostrzeżenie, zbliżył się do podłogi jeszcze odrobinę. W ciemności nie było tego widać, ale rodzina pobladła jeszcze bardziej, co już wcześniej zdawało się niewykonalne. Pierwszy wybuch pociągnął za sobą kolejne gwałtowne wydarzenia. Rozniósł się falą niezadowolenia po zrujnowanym osiedlu. Z ruin, z na wpół zawalonych piwnic i cudem zachowanych schronów, zaczęli wypełzać ocalali. Niewielu, tu jeden, tam dwóch - w sumie trzech. Później, za ich przykładem dołączyli kolejni. Dlaczego wyszli? Dziś trudno powiedzieć, rozsądek nakazywał raczej trzymanie się cienia w bezpiecznym schronieniu. Oczywiście powszechnie powtarza się, że podążali za gwieździstym błyskiem wybuchu. Tak czy siak, niewiadomy impuls przeskoczył po wszystkich duszach w okolicy. Mimo pogróżek i kilku strzałów, zawsze celnych, gromada obszarpańców zbliżała się do szeregowego i kaprala, zacieśniała krąg.

  Drużyna nieszczęsnego rekonesansu stała się nędznym nawozem ziemi. Tej ziemi. Wszakże jeszcze przez wiele dni oblężenia, resztki szeregowca i kaprala, rozkładały się pod paznokciami garstki ocalałych. Był to pierwszy od dawna dzień, który coś zmienił -- zarówno w umysłach, jak i obliczach godnych pożałowania, zdawałoby się całkowicie zobojętniałych mieszkańców. Właśnie wtedy pierwszy raz usłyszano o nadejściu Wybrańca.

  Jakie to dziwne! Z pozoru nic nieznaczący patrol, zupełnie przypadkowo wyzwolił lawinę wydarzeń -- przede wszystkim, pozwolił narodzić się legendzie.

  Gdy grupka obdartych ocalałych powoli odstąpiła od zmasakrowanych żołnierzy, trzej prowodyrzy zajrzeli do owej piwnicy, przez której tak trudno było się przecisnąć -- zastali matkę, która właśnie powiła syna.

 Wrogowie odstępowali od oblężenia. Krucjata, która to już z kolei - nikt nie pamiętał, powoli gasła. Ci którzy wciąż żyli, łaknęli otuchy. Wyglądali bohatera. Mówiło się, że oto historia zatacza koło. Alleluja!

***

5 komentarzy:

  1. Za każdym razem próbuję sobie odpowiedzieć na pierwsze pytanie, za każdym razem inaczej i za każdym słusznie. Hm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też próbowałem sobie odpowiedzieć. Cóż, czasem po prostu jest się irytującym dziwakiem i tyle.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Czym się różni jeden porządny człowiek od drugiego?