poniedziałek, 13 kwietnia 2015

BATTLE:LA / OUTPOST37


    ... są napędzane budżetową nędzą. Przez bylejakość scenariusza, tandetność dekoracji i bezbarwność bohaterów obu produkcji, pozwalają się interpretować jako osadzone w tym samym uniwersum bliskiej niepomyślnej przyszłości. BATTLE:LA opowiada o początku i przebiegu możliwie najbardziej sztampowo wyobrażonej Inwazji, zaś OUTPOST37 skupia się na jej pokłosiu. Widz śledzący losy oddziału stacjonującego na tyłach dawnej linii frontu, poogląda sobie odstrzeliwanie kosmicznych maruderów, którzy nie zdążyli załapać się na ostatni powrotny spodek, przed końcowymi napisami BATTLE:LA. Piękna klamra interpretacyjna, nieprawdaż?

   Niestety, ten przesadnie patetyczny, po za wszelką krytyką dęty filmowy duet, w żadnej chwili nie jest tym, za co chciałby uchodzić. 

  Twórcy B:LA sugerowali nadejście nowego Helikoptera w Ogniu, z tą drobną zmianą, że zamiast dzieci z kałasznikowami, na celowniku znaleźć się miały krabo-podobni przybysze z raczej daleka. Niezupełnie się udała ta modyfikacja, notabene nieznacząca, z punktu widzenia amerykańskiego widza. O tym za moment.

  Braki budżetu maskowane były gęstym dymem zasłaniającym miejsca, w których powinny dziać się efekty specjalne. Pamiętne z Helikoptera w Ogniu emocje, szarpiące widza niczym szrapnele, zastąpiono drętwymi mowami i wysilonymi aktami bohaterstwa, które niczemu nie służyło.

O37 to niby dokument -  opowieść o żołnierzach stacjonujących w położonej na antypodach placówce, notorycznie narażonych na porwania, dezintegrację oraz inne spotkania 3 stopnia. Ogólna koncepcja i takie szczegóły, jak napisy na ekranie informujące, że np. oto mamy przyjemność z ostatnim żołnierzem, który straci życie podczas obrony posterunku, budzą jednoznaczne skojarzenia z dokumentem Restrepo, więc jako fan rzetelnego dokumentu frontowego, oczekiwałem jakiejś solidnej paraleli, zważywszy na intensywność z jaką ta inspiracja rzucała się w oczy. Jednakże, O37 nie wytrzymuje tego ciężaru, obala się dość widowiskowo potykając o głupkowatą historię i niekonsekwencję twórców, którzy, mam wrażenie, nie do końca wiedzieli co kręcą - do tego mieli za mało czasu/forsy/doświadczenia (pewnie wszystkiego razem)

    O Battle:LA chwilowo ani słowa, bo to temat zbyt przebrzmiały, by do niego wracać. Kto widział, ten wie, kto nie widział, stracił niewiele. Życie toczy się dalej. Patrzmy co przyniosła wiosna -

    Nowy turnus świeżaków przybyłych do Outpost37 nie ma zbyt wiele czasu na aklimatyzację. Specyfika tutejszego klimatu daje o sobie znać od samego początku, witając przybyłych gradem pocisków z niewiadomego kierunku. Piechociarze dość szybko zdołali się "wstrzelać",  w wybiórczych przeskokach z ujęć kręconych "z ręki" na te "konwencjonalne", z trudem próbujemy zidentyfikować cele. W pierwszej chwili pomyślałem, że ta metafora - Inwazja Obcych/Wojna w Afganistanie - jest tu coś nazbyt prostacka, gdy nagle okazuje się, że wrogowie okutani w szmaty to nie bieda-obcy, bynajmniej, to krwiożerczy Afgańczycy. Jak widać, Inwazja Obcych z Nieba swoją drogą, lecz stare ziemskie przepychanki - swoją. Kto pierwszy zdradzi rasę ludzką i stanie po stronie macek? Afgańczycy!

  Atmosfera robi się duszna, dodatkowo piechociarze wchodzą na trop większej intrygi, znacznie poważniejszej niż zwykłe dożynanie watach. Umówione spotkanie z informatorem zamienia się w krwawą jatkę, Obcy zdają się pogrywać w sposób dotąd niespotykany - zdradzają INTELIGENCJĘ. Lol, nieco dziwi to spontaniczne odkrycie piechociarzy, zaprawionych w codziennych bojach z technicznie dominującą rasą obcych. Jest w tym pewien logiczny zgryz, ale nie wnikajmy w szczegóły. Widz już wie co się święci - poszlaki są jednoznaczne - żołnierze kojarzą wolniej, do tego ich ciężkość myślenia mąci dodatkowo pisany kapitalikami i w cudzysłowie "R Z Ą D". 

  Rządowi siepacze niby wydają rozkaz nie opuszczania Outpost37. Gdy jeden z żołnierzy wyściubia  z bazy nos - snajperzy z rządu zestrzeliwują, siedzącą na jego czubku muchę. Jednak nie ma to żadnych dalszych konsekwencji, gdy przyjdzie co do czego, żołnierze z O37 będą mogli swobodnie wyjeżdżać na ratunek i inne takie, przez nikogo nie niepokojeni.

  Później nastąpi prezentacja bohaterów, wiadomo - "nudna codzienność w bazie" - w praktyce pokaz najbardziej sztampowych tematów "co robię na wojnie", "co zrobię po wojnie", sztywne spięcia między kumplami, filozoficzne rozważania. Flaki z olejem. 

  Na koniec okaże się, że Obcy montują z Afgańczyków runicznie wspomaganą armię zombie, że jakieś misterne obce plany, że widmo apokalipsy, że... i jest to etap na którym jest już widzowi wszystko jedno, bo już zdążył się napatrzeć, pośmiać i w sumie czeka się na koniec całej przygody. Nie ma w tym za grosz klimatu, sensu co kot napłakał, za to głupot cała parada. Od najniższej oceny chroni tylko uczciwa świadomość, że jednak ktoś się starał, że nie jest to poziom typowy dla Asylum, że słabość nie wynika z wyrachowania czy złej intencji. Efekty specjalne są nieczęste, ale spełniają dolną granicę akceptowalnego poziomu. Wymiany ognia pod względem inscenizacyjnym nie robią specjalnego wrażenia. Aktorstwo letnie - słabe, trochę razi sztuczność aspektu wojskowego. Sądzę, że średnio zaawansowana grupa ASG lepiej odegrałaby rolę zawodowych trepów. Konwencja dokumentu mogłaby pewne braki zatuszować, ale twórcy zbyt często od niej odchodzą. 

  Pewną nobilitacją jest z mojej strony ustawienie O37 obok B:LA. Oczywiście porównanie nieco prowokacyjne, B:LA był reklamowany jako potężny Blockbuster - trailer sugerował przepełnioną widowiskowością batalię. W istocie, nie było tego po filmie zbytnio widać, to raczej przegadana łzawo-patetyczna hucpa. Jednak treść, emocje i inspiracje "współczesnym polem walki" (z terroryzmem?) są bardzo zbliżone. I bardzo jałowe, ponieważ kto znajduje się na celowniku armii niosącej demokrację, przez rzeszę widzów zawsze będzie traktowany co najmniej jak kosmita czy inny diabeł wcielony.

3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czym się różni jeden porządny człowiek od drugiego?