Dwa bardzo podobne filmy. Oczywiście różnią się nieco okoliczności, ale tak czy siak, jeden zdaje się być alternatywną wersją drugiego (oba z 2011). Dwie bohaterki z mniej więcej tą samą sprawą do świata. Motyw sci-fi sprowadzony do rangi symbolu, ot, pretekst do opowiedzenia o życiu i takich tam. Stąd nie dziwi zupełne zlekceważenie praw fizyki i choć to bolesne, trzeba z tym żyć i oglądać dalej. Cóż mogę powiedzieć. Egzystencjalny ból wylewa się z ekranu, rozdarciu bohaterek towarzyszy samo niebo, które dosłownie wali się na głowy. No, nie lubię tych filmów i tych kobiet, ale grzech nie wspomnieć o ich istnieniu. Warto spróbować, chociażby dla samej subtelności i wysmakowania wizualnego. No i wydaje mi się, że każdy z ich filozoficznej głębi zdrapie coś dla siebie.
Nie lubię, już mówiłem, ale coś w nich jest takiego, że ma się ciarki na plecach.
Dobranoc!
A ze strony wizualnej? Bardziej godnej branży poligraficznej? Zastanawia mnie mimika tych pań, lekkie zdziwienie, podchodzące pod oszołomienie...u pierwszej trochę nierozgarnięcia a u drugiej trochę srogości ( a może to tylko kwestia brwi). Tu niebiesko, tam zielono. Gdyby nie konwalie na drugim plakacie, stwierdziłabym, że jest nudny. One dodają jakieś grozy.
OdpowiedzUsuńNie wiem, to może kobieca zawiść,ale jakoś nie lubię jak zaprasza mnie na widowisko zbyt ładna pani.
Z tym nierozgarnięciem i srogością, to racja, ale wątpię, żeby autorzy byli zadowoleni z takich wniosków. Plakat Melancholii bezpośrednio nawiązuje do Ofelii, a konwalie mogą sugerować, że przypadkowy widz może zanudzić się na śmierć.
OdpowiedzUsuńCiekawa ta kobieca zawiść - nie mam żadnych oporów przed filmem podczas którego z ekranu nie schodzi jakiś oszałamiający okaz męskości. Na szczęście zwykle towarzyszy mu co najmniej jedna "zbyt ładna pani". Chociaż nie, czekaj, ja nie lubię filmów akcji.