Nie czuję się na siłach... żeby choćby kilka lichych słów o moich ulubionych filmach sci-fi... no napisz, mówię sobie, miej z głowy i cześć. Nic z tego, wciąż hasam po jakichś antypodach, a mówię to z informacją wprost zza kulis, że następny w kolejce już opisany Robot & Frank / I'm Here.
Dziś już zupełnie z Końca Świata. Meksyk i Hiszpania. Oba wyświetlane w ramach festiwalu Berlinale, automatycznie powinno sugerować, że to nie jakieś tam sobie zwykłe sci-fi dla nerdów. Bo takie na czcigodny festiwal wstępu, dziękować Bogu, nie mają. Znaczy to dobitnie, że będzie silnie zaznaczony wątek obyczajowy, polityczny i etniczny. Cóż. Tak właśnie jest.
Sleep Dealer wywrzaskuje jednym tchem problem biedy, inflacji, emigracji, korporacji, wyzysku, inwigilacji, hakerstwa, kreowania rzeczywistości przez media i w końcu - interwencjonizmu USA i okrucieństw dokonujących się pod płaszczykiem niesionej demokracji. Do tego osobisty dramat głównego bohatera i rozwój uczucia między nim a niespełnioną poetką. Równolegle do niego, swą historię przeżywa pilot bombowca, a jakże, targany wyrzutami sumienia. Całość wieńczy Happy End uczczony feerią wybuchów. Wiele jak na jeden seans, nieprawdaż? Dlatego przykro się robi, że jedyne co udało się twórcom udowodnić, to pewien smutny fakt - do zrobienia ambitnego filmu sci-fi nie wystarczy tylko brak pieniędzy i dobre chęci.
O rany, czasem twórcy nie mając funduszy, potrafią wyczarować taką wizualną ucztę, że patrzy się w osłupieniu i z podziwem. Jednak gdy się tej magii nie opanuje - odpuść! - efekt będzie przerażająco zły. Jest tyle świetnego sci-fi bez choćby skraweczka efektów i wychodzi to z korzyścią dla treści. A wybuchy i roboty, zwłaszcza te zrobione w paincie, ogląda się z zażenowaniem. No, ale to najmniej ważne, nieudolna animacja komputerowa to tylko taki niuans. Fatalny jest ograny do granic możliwości scenariusz z niesłychanie tandetnym, pęczniejącym od absurdów, sztafażem sci-fi.
Dość.
Co innego 3Dias, ten coś w sobie ma, bez dwóch zdań. Mógłbym o nim powiedzieć w ramach Melancholii i Drugiej Ziemi. Podobny motyw zagrożenia, tym razem ze strony pędzącej ku nam, a jakże!, niepowstrzymanej asteroidy. Ludzie generalnie szaleją, bo wiadomo już, koniec nieuchronny i rychły. Główny bohater - najbardziej posępny gość jakiego kojarzę - korzystając z niedoinformowania małych siostrzeńców, w kwestii groźby zagłady, zabiera ich na wieś. Tam będzie dziatwę chronić przed wieścią o zbliżającej się katastrofie, Byle w spokoju i pokoju. Jest bardzo psychologicznie i obyczajowo. Do momentu w którym okazuje się, że nawet w takich okolicznościach... że taka Asteroida to nic, w porównaniu do tego, do czego zdolny jest człowiek.