Czołem Blogu! Chwała Bogu!
Jadłem właśnie banana i olśniło mnie tak, że prawie postradałem rozum.
Zupełnie zapomniałem o jakimkolwiek rocznym zestawieniu, rok temu było, a w czym ten rok ma być gorszy? No? Tak więc - jak wszystko w moim życiu - spóźnione podsumowanie zacząć czas!
W tym roku jakaś jaśnie oświecona, namaszczona przez korporacyjne Bóg-Wie-Co, super pani domu mówiła jak należy jeść banana. Po pierwsze, należy odwrócić banan do góry nogami, ścisnąć (!) i banan -myk- otwiera się przed nami otworem cały gotów do oddania żywcem całych zapasów potasu. Co lepsze, powołała się na małpie(!!) zwyczaje i ewolucyjną kompetencję naczelnych. Prędzej dam się obrać ze skóry, niż będę słuchał kogoś jak mam obrać banana. Wara mi od tego. Wynocha.
Po za tym, w tym roku (tamtym, ale udajemy, że wszystko jest na czas) zacząłem na zmianę z dotychczasowym zwyczajem, zacząłem słuchać elektroniki. Nawet teraz w tle. Do tej pory wszystko był jeden pies, a teraz.... o hohoho! - wcale nie że wszystko techno. Teraz to czysta, nieskażona oczywistością awangarda postępu. Teraz to żarty się skończyły.
Bywało wesoło i bywało smutno. Nie całkiem wszystko poszło jak chciałem, a mówiąc "nie całkiem", mam na myśli "jak się tu znalazłem i co tu do cholery robię?!". Do tego musiałem zmienić branżę i miasto. Szczecin wciąż wspominam żywo i utrzymuję żywą korespondencję, jednocześnie wynajmując mieszkanie w Poznaniu w towarzystwie zgoła odmiennym od tego, do którego nawykłem w Szcz - od którego odżegnywałem się na wszelkie sposoby, jednocześnie asymilując się... po trochu... Cóż, mój obecny kierunek nie jest awangardą postępu - zwłaszcza ideologicznie. Zdecydowanie. Z perspektywy, studia prawnicze wcale nie były takim ścierwem, za jakie chciałyby uchodzić, ale między Bogiem a Prawdą - ulga jak tysiąc. Trochę szkoda zmarnowanego czasu w tym kieracie, ale przecież nauczyło mnie to niejednego. Że nawet nieudacznik może być spoko gościem.
Na scenę wprowadzono kilka naprawdę wspaniałych osób do mojego życia, owszem, również kilka takich które z chęcią zatłukł bym na śmierć przy nie jednej okazji - na szczęście nie tylko takich. Internetowe znajomości zawsze w modzie i na czasie.
Dobrze, dobrze - wychodzi z tego przykra wyliczanka, jak to tak? Coś tam naiwnie skrobałem przez chwile o przeżutej makulaturze, o filmach i jeszcze brakowało tylko o Dead Space, ale skoro szło na siłę, to po co. Polecam Ded Spejsa. Granie w ciemnym, ciemnym domu, ciemną, ciemną nocą, to cudowne emocje.
Od ostatniego podsumowania na blogu przybyło niemalże półtora... tysiąca odwiedzin. Zważywszy, że 3/4 to zapewne internetowy przeciąg w tym ja, to jednak wciąż pozostaje kilka unikalnych wejść. Naprawa mnie to dumą.
Czytam sobie dla relaksu Apokalipsę Z i obiecuję z tego miejsca, gdy na Ziemi zacznie robić się źle, a pod oknem maszerować będą żywe trupy - na tym blogu będzie można dowiedzieć się, jak temu zaradzić. I nie, nie mówię, że wystarczyłoby powiązać "zetom" sznurówki. Fajna książka, najpierw przedstawia wpisy z bloga pewnego gostka, który przesiewa informacje odnalezione w sieci na temat zombi. Potem opisuje to co widzi za oknem, a gdy pada prąd i sieć...
Żeby żyło nam się dostatnio! Wiwat!
Polecam "10 Kawałków o wojnie", Half Life 2, Kongres, Diaz, Powrót Trupa i może jeszcze nie polecam "Marszu Polonia" - "Wesele" może być tylko jedno, ale jak ktoś chciałby potańczyć z Urbanem, czemu nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz