Wizualnie zachwycające. Celebruje zwykłe zajścia i przedmioty, nadaje im głębi, zmienia w akt kontemplacji. Fabuła zdaje się być całkowicie podporządkowana cudowanie narysowanym, leniwie płynącym obłokom na tle czystego nieba. Jak to jest piękne animowane!
To opowieści i miłości, opatrzone charakterystyczną narracją w formie retrospekcji oraz, jak to we wspominkach,, z zaburzoną chronologią, więc trzeba się skupić bo postać może wyjść na spacer jako nastolatek lekkoduch a wrócić jako obarczony bagażem doświadczeń pan dorosły.
"Ziemia kiedyś nam obiecana" powinna była spodobać mi się bardziej, wszakże tłem opowieści jest historia alternatywna, ze światami równoległymi włącznie, ale wątek miłosny rozcieńcza je do granic przyzwoitości. Oczywiście fantastyczny anturaż jest na 100% metaforą uczuć
bohaterów, ale w tym wypadku, naprawdę nie chciało mi się nad tym dumać. Dlatego "5 centymetrów na sekundę" nieobarczone naukowo-medycznym ględzeniem, pozwala chłonąć obrazy i wzruszać się szczerym uczuciem bez natarczywie napływających pytań "czy aby na pewno?"- odnośnie logiki niektórych zajść w warstwie science-fiction.
Na takie produkcje trzeba mieć specyficzne nastawienie i nastrój, ale każdy kiedyś taki ma. Oczywiście mówię to z perspektywy ludzi nieposiadających serca wykutego z kamienia. Mi oczywiście serce zabiło mocniej, na widok startu rakiety kosmicznej. Niestety jestem dziwakiem i trudno.