2… Włosy pod hełmem szybko się przetłuszczały i właśnie
miarka się przebrała. Kirył wyrzucił hełm w diabły. Pacnął żałośnie w gęste
błoto i zapadł się w nim obrażony. I Kirył i hełm. Siedział nieopodal tlącej
się jeszcze pancerki. Znaczy się Kirył siedział. Hełm- jak zaklęty- wyniośle milczał, leżąc w błocie.
Siedział tak właśnie Kirył z Wołodią, palili na spółkę ostatniego papierosa.
„Macie zapalić?”, wynurzył się z nie-wiadomo-skąd jakiś szeregowiec rodzimego
umundurowania, nadszarpniętego zębem czasu. Zarówno umundurowanie jak i jego
właściciel byli nadszarpnięci czasem jaki bez wątpienia musieli tu wspólnie
spędzić- na oko jakiś rok, miesiąc, tydzień lub jeden dzień – tutaj każde z
tych słów znaczy tyle samo co „niewyobrażalnie długo”. Tak czy siak, żołnierz
zapytał równie bezceremonialnie jak bezceremonialnie uwalił się obok nich.